sobota, 26 marca 2016

Retroszycie: spódnica i halka.

Dotrzymywanie postanowień idzie mi bardzo słabo. Naprawdę.
Miałam  tu wrócić ze zdjęciami szyfonowego negliżu, "obiecanego" w pierwszej notce z serii Plany na szycie. Oczywiście nic takiego nie powstało (chociaż mam tkaninę!), za to stworzyłam kilka innych rzeczy. Cóż, umiejętność pracy w chaosie to domena ludzi kreatywnych. 

Ostatnimi czasy los zsyła mi niespodzianki w postaci idealnych tkanin, znajdowanych oczywiście za grosze w second handach. Mimo, że szycie z tego typu wtórnych materiałów może budzić kontrowersje, ja nie mam z tym problemu. Skoro noszę kupione w ciucholandach ubrania, mogę bawić się w szycie z zasłon, zwłaszcza jeśli wypróbowuję nowy wykrój i obawiam się, że ciuch nie będzie nadawał się do ubrania, a cała tkanina pójdzie na marne. 

Podobnie było i tym razem. Nawiedziłam swój ulubiony chyba sklep z tkaninami (ok, potem odkryłam hurtownię i to bliżej domu) i wyszłam z krwistoczerwoną podszewką. Nie kupiłam materiału wierzchniego, bo po prostu nic odpowiedniego nie wpadło mi w oko. Za to dzień później, w ciucholandzie, wypatrzyłam czarną żakardową zasłonę i już wiedziałam, że oto mam wszystkie tkaniny potrzebne do uszycia tej spódnicy z wolantem:

Źródło: burda.pl

Model pochodzi z Burdy 8/2015. Jak tylko ją zobaczyłam, zapałałam (wtedy nieodwzajemnioną) miłością. Jest elegancka, nietuzinkowa i względnie prosta do uszycia. 

Zajęło mi to jakieś dwa dni (oczywiście z przerwami) i oto jest: 


Nie miałam jeszcze okazji jej ubrać, gdyż nie wybierałam się na żadną uroczystość, a na co dzień wydaje mi się jednak zbyt strojna. 

W tytule notki pojawia się też tajemnicza halka. Od dłuższego czasu byłam świadoma, że moje wysłużone, uszyte wieki temu halki są zbyt cienkie i przede wszystkim zbyt krótkie do rozkloszowanych sukienek w stylu lat 50. Potrzebowałam czegoś w tym stylu, a jedynym powodem, dla którego nie uszyłam halki wcześniej było... No właśnie, co? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego nie zabrałam się za to wcześniej! 

Źródło: cosplay.com

Materiał, jakiś podły, za to dość sztywny poliester, kupiłam za grosze w ciucholandzie prawie rok temu (tak, kiedyś był firaną) i od tej pory wisiał jako tkanina dekoracyjna (przecież!) na ścianie. Nadszedł jednak ten dzień, w którym stwierdziłam, że nie mam pomysłu na to, co uszyć teraz, więc wezmę się za halkę. I voila! 

Wiem, że nie jest to najodpowiedniejsze zdjęcie na bloga, ale to słońce!

Szyło się szybko i przyjemnie. Halka nie nadaje sukienkom zbyt dużej objętości, co uważam za plus (zwłaszcza w środkach komunikacji miejskiej). Prawdopodobnie kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym stwierdzę, że jest na niej za mało szczęścia i doszyję kolejne, dodające objętości, warstwy.

Ok, mam już halkę, wydawałoby się więc, że moje życie jest kompletne. Nic bardziej mylnego, gdyż teraz bawię się w szycie gorsetu! Nigdy bym nie pomyślała, że do tego dojdzie, ale to temat na kolejną notkę. Zatem do napisania! 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz