niedziela, 8 maja 2016

Gorsetowe opowieści.

Obiecałam notkę o gorsecie, pora więc wywiązać się ze zobowiązań. 

Jakoś tak się złożyło, że zanim na dobre wsiąknęłam w modę historyczną, przeszłam etap zainteresowania modą alternatywną (ok, nadal się nią interesuję, aczkolwiek nigdy nie identyfikowałam się z żadną subkulturą, gwoli ścisłości), w tym gorsetami. Przez moją szafę przetoczyło się kilka egzemplarzy, począwszy od tubowatych gorsetopodobnych tworów na plastikowych fiszbinach, poprzez równie tubowate overbusty na stalowych, na powszechnie zachwalanych gorsetach (ok, jednym) z Paper Cats kończąc. 

W światku alternatywnej mody, o czym wszyscy zainteresowani pewnie wiedzą, najpopularniejszym sposobem noszenia gorsetu jest zakładanie go na ubranie. Przeszłam również przez ten etap, zakładając swój żakardowy under z PC na różne okazje, aż w pewnym momencie doszłam do wniosku, że jest zbyt strojny, a tak w ogóle to na co dzień najlepiej czuję się w luźnych ciuchach. Nie mam raczej kompleksów względem swojego wcięcia w talii, więc wykluczywszy opcję noszenia gorsetu jako bielizny, uwolniłam go z szafy i po prostu sprzedałam. 

To był duży błąd. Gorsety z PC mają wiele zalet, są bardzo dobrze wykonane, tanie i dobrze modelują sylwetkę. I świetnie nadawałyby się również pod historyczne suknie, zwłaszcza wzorowane na tych z końca XIX wieku. 

No ale co zrobić gorsetu nie ma, turniurę szyć trzeba, ale jak, skoro nie mogę oprzeć wykroju na swojej naturalnej figurze i najpierw powinnam zamówić gorset u gorseciarki (bo jak to mówią, z dostawą gorsetów w Paper Cats jest jak z hiszpańską inkwizycją)? Poczyniłam rozeznanie i już zabierałam się do napisania wiadomości, kiedy na mojej drodze pojawił się lumpeks (wszystkie moje opowieści się tak zaczynają, wiem). Wstąpiłam z czystej ciekawości, a nuż będą jakieś aksamity do nabycia. Aksamitów nie znalazłam, za to znalazłam gorset. Dość zniszczony overbust, za duży co najmniej o 3 rozmiary, ale za to na stalowych fiszbinach i to tylko za 5 złotych!

Oczywiście połowę gorsetu rozbebeszyłam przed zrobieniem jakiegokolweik zdjęcia...

Los rzucił mi wyzwanie, a ja wyzwanie przyjęłam. 

Wyzwanie czekało na swoją kolej dwa tygodnie, kiedy to gorączkowo zastanawiałam się co ma z tego powstać. Przeglądając książkę Jill Salen "Corsets: Historical Patterns & Techniques" powtarzałam sobie, że to nie może być aż tak trudne i wybrałam najprostszy under. Cóż, skoro gorset bazowy był overbustem i w zestawie 16 fiszbin tylko kilka było odpowiedniej długości do undera (dopiero potem dowiedziałam się, jak skracać fiszbiny). Trzeba zatem rozbebeszyć overa, wykrój pomniejszyć i zszywać od nowa! 

Tak też zrobiłam, wykonując wcześniej mock-up, który okazał się totalnym niewypałem. Zorientowałam się, że nie poradzę sobie z dopasowywaniem wymiarów biust-talia, a tak w ogóle to wcale nie chcę overa, bo są brzydkie i będzie mi zbyt gorąco. 

Zdecydowałam się na "małe" oszustwo i z pokazanych w książce gorsetów wybrałam gorset wstążkowy datowany na lata 1900-1910. 



Oczywiście nie mam na stanie tak szerokiej (i ładnej) wstążki, nie widziałam takiej także w odwiedzanych przeze mnie pasmanteriach, trzeba było zatem zdecydować się na kolejne oszustwo. Moje "wstążki" to po prostu resztki białego żakardu, uzupełnione bawełnianą koronką. Baza to pasiasty, również bawełniany materiał - kolejne resztki z tkaniny kupionej wieki temu. 

Ostateczny efekt jest, hmm... zadowalający, choć maksymalna redukcja to zaledwie 4 centymetry. Gorset usztywniłam 12 fiszbinami, tylne są oczywiście zbyt długie i zapewne kiedyś poddam je skróceniu (niestety, w najbliższym czasie mam za dużo szycia na głowie i zapewne się nie wyrobię). Wstążka to tzw. rozwiązanie tymczasowe, dlatego założona jest w sposób nie mający nic wspólnego z poprawnymi metodami wiązania gorsetów. Mam nadzieję, że wkrótce znajdę coś na zastępstwo. No i w sumie to przydałoby się jednak nieco zmniejszyć ten gorset, aby redukcja była bardziej widoczna. 

Teoretycznie da się go bardziej ściągnąć, ale do tego trzeba pomocy drugiej osoby :D. 

Zignorujcie ten biały szew, muszę go wypruć.  

Zignorujcie zbyt długie fiszbiny, muszę je skrócić >D.


Oczywiście datowanie gorsetu (już pomijając moje wykonanie) jest zbyt późne na turniurę, ale z braku laku zapewne będę zmuszona go założyć. Całkiem fajnie mi się go szyło, nie wykluczam zatem, że kolejny (tym razem bardziej odpowiedni historycznie) gorset także wykonam samodzielnie. Tymczasem uznajmy, że ten to po prostu inspiracja. 

Mam nadzieję, że oczy Was od tego nie bolą, za to chętnie poznam Wasze opinie!

Do napisania,
L. 


4 komentarze:

  1. Na zdjęciach wyszedł jak tuba :P
    Fajne zestawienie kolorów i fajne użycie materiałów. Założyłaś go pod tiurniurę? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uznanie :).

      Wiem, wiem, niestety nie wygląda zbyt reprezentacyjnie i najlepiej, gdybym miała osobistego-gorsetowego fotografa :). Miałam zdjęcia "na poduszce", ale wcale nie sprawia to, że gorset prezentuje się lepiej. No i niestety nie redukuje mi zbyt wiele, ale jak na pierwszy raz ujdzie ;). Owszem, miałam go na sobie, inaczej nie dopięłabym spódnicy :).

      Usuń