Myślę, że każdy, nawet jeśli kompletnie nie interesuje się moda historyczną, czy nawet samą historią, spotkał się kiedyś z charakterystyczną sylwetką, w której uwypukloną częścią kobiecego ciała jest - ogólnie mówiąc - tył. I nie mam tu na myśli współczesnych przykładów legginsów z wypychaczami na pośladki, ale oczywiście turniurę.
Ten charakterystyczny dla epoki wiktoriańskiej element kobiecej garderoby popularność zyskał na początku lat 70. XIX wieku i, pomijając może niewielką przerwę, utrzymał ją niemal do końca lat 80.
Szyjąc strój wzorowany na rycinie z 1883 roku nie można oczywiście turniury pominąć, co gorsza, nie można uszyć praktycznie nic, nie wiedząc, jak miałoby się to na turniurze układać! Dlatego właśnie pracę zaczęłam właśnie od tej części bielizny.
Jako, że nigdy nie istniał jeden wzorzec turniury, ja zdecydowałam się skorzystać z TEGO tutorialu American Duchess i uszyć tzw. "lobster tail", czyli po prostu... eee... "odwłok homara" (myślę, że każdy wie, o jakiego skorupiaka chodzi).
Niestety, biała, najzwyklejsza bawełna jest u mnie towarem deficytowym (ostatni kawałek przeznaczony będzie na halkę). Pieniądze, za które można taką nabyć, także, dlatego zdecydowałam się na użycie różowej prążkowanej bawełny z zapasów, co samo w sobie nie jest minusem, gdyż dzięki temu "lobster tail" nabiera innego znaczenia :D. Niestety nie jestem pewna, z czego wykonana jest farba użyta na prążki, a zresztą otoczka fiszbiny jest plastikowa, więc i tak nie ma mowy o żadnej rekonstrukcji.
Postępowałam zgodnie z krokami opisywanymi przez American Duchess, także wtedy, gdy powiedziane było, że górna część turniury może mieć dowolny wymiar pod warunkiem, że zmarszczymy ją tak, by zmieściła się w 1/3 obwodu paska. Tak też zrobiłam i efekt był, eufemistycznie mówiąc, średni. Trudno się dziwić, skoro tunele na trzy górne fiszbiny były dłuższe od samych fiszbin, przez co tworzyły się nieestetyczne zagięcia.
Rozwiązanie problemu polegało na przyszyciu pasków ściągających materiał tak, by trzymał się w przysłowiowej kupie, a nie rozłaził na boki. Oczywiście dopiero druga próba była udana.
Magia painta, ale przynajmniej wiadomo o co chodzi ;) |
Rozłożona turniura zajmuje sporo miejsca (i wygląda jak nieco zbyt oryginalna żaluzja). Ponieważ nie posiadam walizki, do której mogłabym ją zmieścić na
czas podróży, postanowiłam z resztek uszyć pokrowiec, przypominający nieco te na maty do jogi.
Ok, teraz czas na EFEKT KOŃCOWY (werble).
Yyy, nadal dziwnie się układa. ECH. |
Za to od tyłu wygląda lepiej (gdyby tylko równo ją związać). |
Podsumowując, spodziewałam się, że uszycie turniury przysporzy mi więcej problemów, natomiast o ile szycie to oczywiście sama przyjemność, "krojenie" fiszbiny sprawiło, że pod koniec pracy czułam się niemiłosiernie zmęczona!
Walczę obecnie z tym, co powinno się znaleźć na turniurze, więc spodziewajcie się wkrótce ładnych rzeczy na blogu ;).
homarek <3. Stara nie ogarniam tego instruktażu, wiec podziwiam jak zawsze twe dzieło. ps. zamawiam u ciebie pokrowiec na mate :>>>>>>
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 Dla ciebie wszystko, tylko podaj mi wymiary ;)
OdpowiedzUsuń